Zapomniana zwycięska walka z Rosjanami w Drohiczynie 22 lipca 1831 r.
W czasie powstania listopadowego, latem 1831 r. płk Samuel Różycki, doświadczony były oficer napoleoński przygotował plan wyprawy na Litwę, który miał podtrzymać przygasające tam powstanie oraz wzmocnić cofającą się grupę gen. Henryka Dembińskiego. Samuel Różycki, w mundurze generalskimPułkownik Różycki z niewielkim korpusem 11 lipca 1831 r. wyruszył z Pragi, aby podjąć wyznaczone działania. Jego korpusik liczył 800–900 oficerów i żołnierzy. Tworzyły go pododdziały: szwadron jazdy kaliskiej dowodzony przez mjr. Ignacego Domaniewskiego, batalion strzelców podlaskich (zwany też „wolnym” i „celnym”, 250 żołnierzy) ppłk. Michała Kuszla, Legia Litewska (dwa szwadrony jazdy i kompania piechoty) pod dowództwem płk. Franciszka Obuchowicza, ponadto dwa działa trzyfuntowe („seręgi”) kpt. Józefa Kinasta. Szwadron płk. Obuchowicza pełnił rolę kadrowego, składał się z oficerów i podoficerów, którzy mieli zajmować się szkoleniem i dowodzeniem ochotnikami. Pułkownikowi Obuchowiczowi podlegała też niewielka grupa kadrowa Tatarów 75-letniego ppłk. Samuela Murzy Ułana, w której było trzech synów gen. Bielaka, tatarskiego bohatera insurekcji kościuszkowskiej, a także Polak Kuczyński, pan na Korczewie koło Drohiczyna. Towarzyszyło im także kilku walecznych Żydów, na czele z majorem Józefem Berkowiczem, synem bohatera z 1794 r., Berka Joselewicza.
Zapał do działań był ogromny. Wielu uczestników wyprawy stanowili młodzi ochotnicy z Wielkopolski i południowego Podlasia. Pułkownik Różycki z oddziałem posuwał się na południe od rzeki Bug w kierunku Puszczy Białowieskiej, chcąc osiągnąć rejon Wysokiego Litewskiego. Nie wiedział jednak, że operujące w tym czasie na Litwie korpusy gen. Dezyderego Chłapowskiego i gen. Franciszka Rohlanda zostały w tym czasie zmuszone do przejścia granicy z Prusami. Działania odwrotowe na Litwie prowadził jeszcze gen. Dembiński.
Pułkownik Różycki 21 lipca osiągnął Korczew, własność towarzyszącego im Aleksandra Kuczyńskiego. W dworskiej gorzelni wzięto do niewoli sześciu pijanych dragonów z nieprzyjacielskiego patrolu. Uzyskano od nich informację, że po drugiej stronie rzeki Bug, w Drohiczynie, było tylko „kilkaset piechoty i dwa szwadrony jazdy, i że w Wysokim Litewskim 5 mile stamtąd, stoi cały pułk dragonów, w Siemiatyczach oddział piechoty, a dopiero w Bielsku o 3 mile, znaczna liczba piechoty i jazdy z działami”. Siódmy rosyjski dragon, pilnujący koni, zdołał umknąć, przeprawił się przez Bug i powiadomił Rosjan o zbliżaniu się Polaków do Drohiczyna. Pułkownik Różycki, w obawie przed ściągnięciem rosyjskich posiłków, podjął decyzję o szybkim zaatakowaniu wrogich wojsk znajdujących się w tym mieście. Drogę do Drohiczyna wskazał im ekonom z dóbr Korczew, który podkreślił też, że ulica (obecnie ul. Adama Mickiewicza) prowadząca do drohiczyńskiego rynku jest wąska i atak można przeprowadzić tylko dwójkami.
Natarcie ruszyło trzy godziny później, 22 lipca po północy, pod osłoną gęstej mgły. Jako pierwsza do ataku ruszyła jazda kaliska i dwa ochotnicze szwadrony w uszczuplonym składzie. Wroga czata zauważyła Polaków dopiero nad Bugiem i oddała strzał karabinowy. Dwaj ułani z plutonu Niemojewskiego, Janiszewski i Tomaszewski, sprawnie przeprawili się przez rzekę i dopędzili Rosjanina z tej czaty, który padł ugodzony lancą. Polskie szwadrony pokonały Bug brodem koło wsi Bużyski i wpław.
Strzał czaty zaalarmował Rosjan w Drohiczynie. W rogach rynku uformowali się oni w dwa kompanijne szyki bojowe, za którymi pozycje zajęli dragoni. Część piechurów uszykowała się do ostrzału Polaków z domów i ogrodów. Według płk. Różyckiego, powstańczymi szwadronami nacierającymi na Drohiczyn dowodzili: mjr Domaniewski, mjr Wojciech Psarski i pułkownik Obuchowicz, a ppor. Niemojowski precyzuje, że atakowało 80 jeźdźców z plutonów mjr. Wojciecha Psarskiego, por. Filipa Łączkowskiego, Werna i ppor. Jana Niemojowskiego. Było ciemno. Ułani dwójkami pędzili wąską ulicą w kierunku rynku. Podkomendni por. Psarskiego atakowali brawurowo, ale plutony Łączkowskiego i Werna opóźniły się, za to ppor. Niemojowski swój pluton z lancami w położeniu do walki poprowadził z zapałem, wyprzedzając wspomniane plutony. Padła salwa w stronę Polaków, która zdradziła ustawienie Rosjan w jednym z narożników rynku. Jazda Psarskiego pierwsza rozbiła lancami rosyjski szyk i spowodowała zamieszanie wśród wrogich piechurów z pułku podolskiego. Rosyjscy dragoni nie podjęli walki i już nieco wcześniej wycofali się z miasta. Kolejne polskie plutony podejmowały walkę, zadając broniącym się piechurom dotkliwe straty do momentu, aż „dobosz moskiewski pardon zabębnił”.
Niespodziewanie z przeciwległego rogu rynku, druga rosyjska kompania piechoty także oddała salwę w stronę Polaków. Po ułańskiej szarży również i oni poddali się. W tym czasie piechota (strzelcy Kuszla) i artyleria przeprawiły się na drugi brzeg Bugu na łodziach oraz promem i również wzięli udział w zajmowaniu miasta. Rosjanie „broniący się w domach i ogrodach, śmierć lub niewolę znaleźli”.
Gdy właściwie było już po walce, na rynek z lancami przygotowanymi do walki, wjechał szwadron oficerów-instruktorów płk. Obuchowicza. Całe starcie trwało dwie godziny. Wśród Rosjan było około 40-50 zabitych i rannych. Do niewoli wzięto od 120 do 160 piechurów, majora Wołosakowa i kilku oficerów, ale do Warszawy, pod eskortą pięciu ludzi, dotarło 110, ponieważ pozostali zaciągnęli się do Wojska Polskiego. Sumując jeńców, rannych i zabitych, można przyjąć za niektórymi wspominającymi, że rosyjska piechota była w sile batalionu, ale niepełnego (dwie kompanie). W walkach o Drohiczyn zostało rannych kilku Polaków, mówi się też o dwóch poległych. Znane są losy jednego z rannych. Około 30-letni Stanisław Jasiński, podoficer 1. Pułku Ułanów Wojsk Polskich, pozostawiony w miejscowym lazarecie, zmarł pięć dni później, 27 lipca i spoczął na cmentarzu parafialnym.
Po walce, rozdano mieszkańcom Drohiczyna „odezwy do Braci Litwinów”, z magazynu wojsk rosyjskich wydano też duże ilości sucharów, na rynku spalono rosyjskie dokumenty („ukazy”), a zdobytą broń odesłano do Warszawy. Rozgłaszano też, że korpus jest przednią strażą osławionego oddziału gen. G. Ramorino, co miało Rosjan wprowadzić w błąd.
Grupa drohiczan zgłosiła się do płk. Różyckiego i prosiła go o aresztowanie rosyjskiego urzędnika – horodniczego ppłk. Stanisława Rotha, wnioskując, aby pod strażą odesłać go do Warszawy lub na miejscu oddać pod sąd wojenny. Zarzucano mu nadużycia, napady na dwory w Królestwie Polskim i rabunki, grożenie śmiercią, na co przedstawiono dowody. Podobno złupił on też pobliski majątek Wierzchuca, własność ppłk. Kuszla. Przeszukano dom zajmowany przez horodniczego i jego rodzinę. Okazało się, że na wieść o zbliżaniu się Polaków ppłk Roth umknął w stronę Siemiatycz. Jan Bartkowski twierdził, że ukrył się on „w niedalekiej wiosce, ale następnej nocy został schwytany przez wysłany na ten cel patrol i przyprowadzony do obozu naszego pod Bujakami”.
Po południu wojsko opuściło Drohiczyn kierując się na Siemiatycze, a potem do wsi Bujaki (6 km od Drohiczyna), gdzie był czas na odpoczynek. Dowiedziawszy się od miejscowej ludności, że w odległych o 10 km Siemiatyczach znajduje się nieduży pododdział rosyjskiej piechoty, będący „w największej trwodze” przed Polakami, Różycki 23 lipca rano wysłał tam płk. Obuchowicza ze szwadronem jazdy kpt. Wysockiego, a dodatkowo na wozach 50 strzelców ppłk. Kuszla. Szpica pododdziału płk. Obuchowicza, prowadzona przez oficera sztabowego kpt. Józefa Różyckiego, zaskoczyła trzech oficerów i kilkunastu strzelców uciekających z Siemiatycz. W obawie, aby pozostający jeszcze w mieście żołnierze i urzędnicy rosyjscy nie spalili magazynów wojskowych, błyskawicznie zajął on te budynki, biorąc do niewoli oficera, po czym bez oddania strzału poddało się jego 40 żołnierzy. Zdobyto nowe mundury, sukno, płótno, broń, amunicję i sprzęt obozowy. Nadmiar sukna i płótna, a także żywność rozdano mieszkańcom, resztę zniszczono.
Po załadowaniu siemiatyckiej zdobyczy na wozy, w drodze powrotnej do wsi Bujaki, przydały się instrumenty wojskowe zabrane z Siemiatycz. Wracając do obozu, zatrzymano się przed pewną wsią (Krupice?), gdzie żołnierze zagrali na nich legionową pieśń: „Jeszcze Polska nie zginęła”. Próbowano też tańczyć z wiejskimi dziewczętami. W nowe mundury wyposażono batalion strzelców Kuszla. Dwustoma zdobytymi karabinami uzbrojono ochotników przyjmowanych do służby. Podobno w Siemiatyczach do służby zgłosiło się aż 72 ochotników. Zapewne wśród nich byli mieszczanie Tomasz Kubiński i Antoni Minkiewicz. Wiadomo, że wsparcia powstańcom udzielił ks. Kajetan Milewski, superior siemiatyckich misjonarzy, który z polskimi żołnierzami miał zajmować magazyny rosyjskiego pułku karabinierów.
W Bujakach, sąd wojenny powołany przez płk. Różyckiego osądził horodniczego drohiczyńskiego ppłk. Rotha na karę śmierci. Wyrok wykonano natychmiast przez rozstrzelanie, co płk Różycki skwitował słowami: „Przykład ten napełnił postrachem zesłanych zbirów, którzy pod pozorem karania buntowników, całą prowincję pustoszyli”.
Nocą z 23 na 24 lipca oddział polski udał się w kierunku Milejczyc. Pułkownik Różycki wysyłał stałe zwiady w różnych kierunkach. Jeden z nich, na szosie brzesko-grodzieńskiej, zapewne koło Kleszczel lub Czeremchy, 24 lipca wziął do niewoli generała majora Fiodora Paniutina, szefa sztabu głównodowodzącego armią tłumiącą powstanie, Iwana Paskiewicza. Jeniec przez kilka kolejnych dni przebywał przy sztabie Różyckiego. W ręce polskie dostała się również wieziona przez niego kasa wypełniona gotówką i „mnóstwo bagaży”. Podkreślić należy, że generał należał do wojskowych o najwyższej funkcji pośród Rosjan, którzy trafili do polskiej niewoli w 1831 r.
Można się też spotkać z nieco innym datowaniem starcia polsko-rosyjskiego w Drohiczynie. Podaje się też noc z 23 na 24 lipca. Co nie jest jednak właściwe. Miało ono miejsce nocą z 21 na 22 lipca, już po północy, stąd poprawną datą jest 22 lipca (piątek).
Powyższy tekst stanowi fragment opracowania Zbigniewa Romaniuka, „Powstanie listopadowe na terenie powiatów bielskiego i drohickiego, „Bielski Almanach Historyczny” 2020, s. 5–104.