Dwa ogromne kościoły — wielki gmach drohiczyńskiego liceum w gruzach — paręset domków drewnianych w gąszczu ligustru — wszystko to na ogromnej górze nad Bugiem — to Drohiczyn — straszliwy upadek cywilizacyi, która była.
Dziwno nam, że upadła Palmira, stubramne Teby, Babilon i Niniwa, a w naszych oczach idzie w gruz niedawna cywilizacja.
Co minuta niemal obrywa się jedno sklepienie, wzniesione trudem wielu pokoleń, świadek zdrowych dążeń kulturalnych. Pokrzywa i łopian porasta gruzy wspaniałych gmachów, z których pokolenie naszych dziadków czerpało wiedzę. Żyd kupuje cegły ze świątyń do budowy domu, który może będzie rozsadnikiem wstecznictwa, brudu i zarazy moralnej. Słońce oświeca spokojnie i majestatycznie tę nędzę, tak samo, jak oświecało potęgę, tylko zamiast uwydatniać czyste kontury potężnych murów, oświeca kałuże smrodliwego błota i nędzne osty.