Opieka duszpasterska nad chorymi w parafii drohickiej zasługuje w „okresie jezuickim” na najwyższe uznanie. Wyrażała się ona przede wszystkim w trosce o dobro duchowe cierpiących, ale również w różnych formach opieki medycznej, choćby przez dostarczenie lekarstw z własnej apteki. W czasie wojen i szerzącej się zarazy jezuici drohiccy, ewakuowali szkoły i mieszkańców rezydencji w. bezpieczne miejsce, zostawało jednak zawsze kilku ojców w Drohiczynie dla posługi chorym. Bywało, że mimo setek ofiar moru udawało się im wyjść cało, niekiedy jednak płacili daniną życia, cierpień, choroby, za wierność kapłańskiemu powołaniu. Tak stracił życie pierwszy superior drohicki Jan Sawicki, zmarły w Mińczewie na zarazę.
Przy kościele Trójcy Przenajświętszej w Drohiczynie funkcjonował szpital, w którym ludzie starzy i chorzy znajdowali przytułek i opiekę. Wielu ubogich i głodnych znajdowało u furty jezuickiej rezydencji w Drohiczynie pomoc i wsparcie w tamtych bardzo trudnych czasach.
W pierwszych latach po przybyciu jezuitów do Drohiczyna był tu. jeszcze murowany, renesansowy kościół parafialny, zbudowany około 1555 r. Zniszczony został w czasie najazdu Szwedzkiego wraz z całym miastem i rezydencją zakonną. Najprawdopodobniej wzniesiono wtedy tymczasowy drewniany kościół jeszcze przez księdza Petrykowskiego, gdyż wiadomo że w latach 70-tych XVII w. odbywały się w kościele farnym sejmiki. Wynika z tego, że między 1657 a 1696 r. musiała istnieć jakaś tymczasowa parafialna świątynia.
Inicjatywa budowy nowego kościoła wyszła od jezuity Żardeckiego, a poparł ją zapisem 10.000 złotych polskich odziedziczonych po ojcu. Realizacja dzieła wymagała nie tylko wielkich nakładów finansowych lecz także ogromnej przedsiębiorczości i odwagi, bo czasy na które przypadło wznoszenie świątyni drohickiej były niezwykle burzliwe i ciężkie. Budowę kościoła podjęto w 1696 r. a ukończono w 1709. Wystroju wewnętrznego świątyni dokonano w ciągu następnych 14 lat tak, iż w czasie konsekracji kościoła był on już pięknie urządzony. Konsekrował go bp łucki Stefan Rupniewski w I niedzielę po Trzech Królach 1723 r. w okolicznościach, o których wspominaliśmy w związku z O.K. Limontem. Trudne przedsięwzięcie budowy i wystroju parafialnej świątyni zostało wykonane dzięki zrozumieniu, z jakim okoliczna szlachta odnosiła się do tej sprawy i niezwykłej wprost ofiarności. Także i w tej dziedzinie prym wiodły rody spokrewnione z zakonnikami św. Ignacego.
Kościół parafialny, jako jedyny z drohiczyńskich, nie został zamknięty i zdewastowany w czasie zaboru rosyjskiego. Dzięki temu aż do lat czterdziestych XX w. zachowała się większość elementów wewnętrznego wystroju świątyni. Towarzystwo Jezusowe upatrywało w sztuce sakralnej ważny element oddziaływania duszpasterskiego. Treść zachowanych do dziś obrazów pozwala odczytać kierunki pobożności kultywowane przez jezuitów: biblijność, maryjność,kult świętych z Towarzystwa Jezusowego i świętych Polaków.
Historia działalności Towarzystwa Jezusowego w Drohiczynie byłaby niepełna, gdyby nie uwzględniło się w jej ramach również i nieporozumień zwłaszcza procesów sądowych tak charakterystycznych dla XVII i XVIII w. Nie wszyscy mieszkańcy Drohiczyna i okolicy darzyli jezuitów życzliwością i poparciem materialnym. Zdarzały się wypadki niedopełnienia woli testatorów przez spadkobierców, naruszenia zaciągniętych zobowiązań, bezprawnego zaboru mienia zakonnego, niesłusznego pomówienia i oszczerstwa. Echem tych zdarzeń były procesy sądowe.
Pierwszy, wspomniany przez Załęskiego, wynikał z chęci niedopuszczenia do osiedlenia się jezuitów w Drohiczynie i podejmowanych w związku z tym zabiegów i to tak przez dyzunitów jak i przez drohickich Franciszkanów. Zakonnicy św. Ignacego wyszli z tych trudności obronną ręką.
Następny proces związany był również z dyzunitami. Ojciec Jan Zawlicki sprowadził komisję sejmową, która zbadała sprawę cerkwi św. Mikołaja zabranej unitom przez wojska Rakoczego i oddanej prawosławnym. Komisja orzekła, że świątynia ma zostać zwrócona unitom. Przejął ją, zgodnie z orzeczeniem komisji, unicki biskup Benedykt Gliński z Włodzimierza. Dyzunici oskarżyli wtedy na sejmie superiora rezydencji drohickiej ojca Stanisława Tarnawieckiego o nieprawne nabycie placów w Drohiczynie. W odpowiedzi na ten zarzut, superior oskarżył prawosławnych o oszczerstwo. Proces odbył się przed trybunałem. Jezuici udokumentowali swoje prawa przywilejami królewskimi, na skutek czego skarżący dyzunici zostali skazani na grzywny i więzienie. Ratując się przed tym wyrokiem, zaproponowali jezuitom drohickim ugodę, składając pewną sumę na rezydencję drohicką, w zamian za co zakonnicy wycofali oskarżenie.
Nie zawsze jednak jezuici drohiccy wygrywali, nawet wtedy, gdy słuszność stała po ich stronie. Tak było w procesie o Narojki, Niemi-rów i o część ziemi zakonnej w Rudzie.
Ilustrację bezsiły prawa wobec wielmożów stanowić może proces wytoczony rezydencji drohickiej przez kanclerza J. Michała Czartoryskiego o Niemirów, posiadany przez zakonników na zasadzie zastawu. Książę domagał się zwrotu Niemirowa za sumę znacznie niższą niż ta, za którą majątek został zastawiony. Kanclerz odebrał majątek, zapłacił tylko część sumy zastawnej, a co więcej tak uprzykrzył życie superiorowi Szczepanowi Kuczyńskiemu i całej drohickiej rezydencji, że prowincjał odwołał superiora. Teraz szlachta podlaska poczuła się urażona (ojciec Kuczyński był z nią spokrewniony i był jej ulubieńcem) i zaczęła nękać rezydencję procesami, a nawet zajazdami na majątki zakonne. Czyniła to tak długo aż prowincjał przywrócił do Drohiczyna superiora Szczepana Kuczyńskiego. Rodziło to z kolei niebezpieczeństwo zemsty ze strony Czartoryskiego. Nie wiadomo, czy pomogłaby tu nawet protekcja i opieka hetmana J.K. Branickiego z Białegostoku, gdyby nie wypadek losowy, śmierć jedynego syna księcia Michała Czartoryskiego, co odwróciło jego uwagę i nienawiść od jezuitów drohickich.
Proces o Narojki, stanowiące zastaw za sumy pożyczone od jezuitów przez Tomasza Skiwskiego, to przykład, jak spadkobiercy rozumieli inaczej niż ich dziad zobowiązania wobec zakonników. I tym razem trybunał stanął po stronie wielmożów, nakazując im wprawdzie by zapłacili 21000 złotych polskich jezuitom, ale pozbawiał tych ostatnich majątku ziemskiego, który niezbędny był do podniesienia rezydencji do rangi kolegium.
Prywata widoczna jest i w innym, przegranym przez zakonników, procesie o plony i część ziemi we wsi Ruda. Podstoli drohicki Kazimierz Kuczyński „zajechał” Rudę i zabrał cały zebrany już z ziemi plon. Pozwany przez zakonników wygrał sprawę, co więcej, rezydencja musiała, mu oddać 12 mórg ziemi .a nadto zapłacić jeszcze karę.
Proces o klejnoty zapisane przez Annę Mleczkową na rezydencję, a zagarnięte przez rodzinę zmarłej, sądy w sprawie nieuiszczonych dziesięcin — to kolejne sprawy, które ciągnęły się latami.
Były też spory i procesy na forum kościelnym, jak np. proces wytoczony przez gwardiana franciszkanów drohickich Wincentego Morzego, występującego aż do Stolicy Apostolskiej przeciw utworzeniu rezydencji drohickiej OO. Jezuitów i spór z benedyktynkami drohickimi o granice i o spalenie chaty włościańskiej, stanowiącej własność rezydencji. Sprawa ta oparła się o biskupa chełmskiego Bogusława Leszczyńskiego. Jezuici, powołując się na egzempcję, odnieśli się do Stolicy Apostolskiej. Była też sprawa z proboszczem parafii Sady o kaplicę i przynależność parafialną wsi Miłkowice.
U schyłku XVII w. odbył się też proces przed sądem kościelnym w kwestii sporu jezuitów drohickich z jakimś duchownym, w wyniku któiego biskup łucki Stanisław Dąbski ekskomunikował tego duchownego i co więcej skazał go na więzienie. Przedmiot sporu w tym procesie nie jest jednak bliżej znany.
Procesy sądowe obrazują niewątpliwie ducha epoki i pieniactwo ówczesnych Polaków, są jednak również świadectwem trudności z jakimi musieli borykać się drohiccy jezuici w swojej edukacyjnej i duszpasterskiej działalności.
Breve papieskie Klemensa XIV Dominus ac Redemptor z 9 V 1773 r. znoszące Towarzystwo Jezusowe dotarło do Polski w okresie największego rozkwitu zakonu. Na mocy dokumentu kasacyjnego Kolegium Dxohickie OO. Jezuitów, należące od 1759 r. do prowincji mazowieckiej przestało istnieć.
Zakonnicy rozproszyli się, szukając pracy i chleba w szeregach duszpasterzy diecezjalnych. Opustoszały gmachy szkolne. Już jednak w następnym roku, na skutek zabiegów podlaskiej szlachty, przybyli tu księża pijarzy z ramienia Komisji Edukacji Narodowej. W Drohiczynie pozostał ostatni rektor kolegium jezuickiego, „pogrobowiec,, zniesionego zakonu, Ks. Jan Stankiewicz, gdyż pełnił nadal funkcję proboszcza parafii Trójcy Przenajświętszej. Trwał na tym stanowisku aż do śmierci.
Dzieje najnowsze nie oszczędziły kości ostatniego drohickiego jezuity, żołnierze wojsk okupacyjnych wtargnęli do podziemi drohickiej fary i w poszukwaniu precjozów, a być może i dla samego zniszczenia, porozbijali trumny i sarkofagi podlaskich wielmożów oraz grobowiec zakonników św. Ignacego. Wśród sterty kości rozsypanych w podziemnej krypcie drohickiego kościoła znalazły się też poniżone kości ostatniego jezuity. Po wojnie zebrane ze czcią, pochowane zostały we wspólnym grobie.
Drohiczyn zawdzięcza OO. Jezuitom gmachy poklasztorne (stanowią dzisiaj siedzibę kurii diecezjalnej), piękny barokowy kościół i budynek dawnego kolegium (dziś gmach Wyższego Seminarium' Duchównego).
Ocalałe ze zniszczeń wojennych obrazy pobudzają nadal pobożność wiernych. Praca wychowawcza zakonników z Towarzystwa Jezusowego w szkole, na ambonie, w konfesjonale, w bractwach, owocuje wiarą praprawnuków tych, którychv jezuici bezpośrednio kształtowali.. Okres „jezuicki” Drohiczyna należy uznać za piękną, choć naznaczoną krzyżem kartę dziejów tego miasta.